poniedziałek, 27 lutego 2012

Lubię...

Lubię górali


ale wolę góralki

Lubię pierścionki

jednak wolę pierścienie

Lubię serca czekoladowe

jeszcze bardziej serca puszkowe

Czasem mam ochotę na colę

ale wolę w postaci błyszczyka (zwłaszcza w takim opakowaniu)

Lubię kwiatowe ozdoby

lecz wolę ozdobne kwiaty

Lubię...ach, mogłabym tak w nieskończoność;)
Miłego tygodnia:)

czwartek, 23 lutego 2012

Taran;)

Pada sobie deszczyk, pada sobie równo,
raz spadnie na kamień, raz spadnie na g...o;)

Staranowałam dziś człowieka. W zasadzie wykonaliśmy zderzenie czołowe, a raczej wykonalibyśmy, gdyby nasze czoła były na tym samym poziomie. A że nie były, to walnęłam chłopa obcego makówką w klatkę piersiową, w kurtkę przyobleczoną. I wypadkowi temu obie strony uczestniczące winne były, gdyż lazły (te strony), patrząc krogulczym wzrokiem dzikim pod nogi, zamiast przed się. A gapiły się w płyty chodnikowe bynajmniej nie w nadziei, że oto znajdą pieniądze, co to ponoć leżą na ziemi, że jeno się schylić trza. W każdym razie ja nie lazłam z nosem prawie przy ziemi jako ten pies gończy, z posturą wykrzywioną jak Quasimodo w celu skarbu znalezienia. Wykonywałam te manewry, idąc krokiem pijanego marynarza, czy też - żeby było wdzięczniej i do płci adekwatnie - pląsając po chodniku od lewej do prawej jak ta tanecznica, w celu uniknięcia wdepnięcia. Bo deszcz pada i śnieg zniknął jak sen jaki biały i ujawniły się ukryte dotąd pod nim pułapki w postaci psich pamiątek różnej wielkości, koloru tudzież konsystencji.
Zaczynam poważnie powątpiewać, czy za naszego życia sprzątanie po pieskach stanie się normą, a nie tylko rzadkim wyjątkiem.
Póki co pewnie każdego roku w porze roztopów będziemy zmuszeni hasać i pląsać mało radośnie z nosem przy ziemi, zamiast z głową w chmurach;)

sobota, 18 lutego 2012

Sobota nie do końca spokojna;)

A miało być tak pięknie, łudziłam się podobnie jak Maks z Seksmisji;) Sobotnie ciche i spokojne popołudnie miało być. Zaległam w pozie wygodnej na kanapie, z kawą i książką, nucąc sobie fałszywie pod nosem..."całkiem spokojnie wypiję trzecią kawę..."
Jednak nie było zupełnie jak  w piosence, bo co prawda kawa była trzecia (pyszna lavazza crema e gusto od Magdy - madziorku, dzięki:*), ale spokojnie to ja jej nie wypiłam.
W chwili, gdy wygodnie układałam cielsko na poduszkach kanapy, moje uszy zaatakowała brutalnie kakofonia dźwięków o co najmniej trzech źródłach.
Źródło 1
Dzieci sąsiadów X wraz z przynajmniej połową kolegów z okolicznych bloków zabawiały się (po odgłosach sądząc) w krwawą potyczkę indiańsko-kowbojską, z miażdżącą liczebną przewagą wydających dzikie okrzyki wojenne Indian.
Źródło 2
Sąsiedzi Y włączyli na maksa muzykę. Nie jestem pewna, co to było, ale sądząc po basowych umcyk umcyk dup dup dup raczej nie moje muzyczne klimaty. I z już zupełnie dla mnie niezrozumiałych powodów puszczali apiać od nowa to samo.
Źródło 3
Sąsiadka Z i jej schab. A raczej tłuczek do tegoż.
Z intensywności i długości trwania dźwięku tłuczenia wywnioskowałam, że:
- schabem nakarmione zostanie młode wygłodniałe wojsko w liczbie co najmniej dwóch pododdziałów, a może nawet całego pułku
- schab, a może cała ta biedna świnka, czymś się sąsiadce naraził, waliła bowiem z wielką mocą
Wniosek końcowy - kotletów będzie baaardzo dużo i będą baaardzo cieniutkie;)

Wiem, jestem nerwus nie nadający się do mieszkania w bloku. Powinnam w pałacu, ale co zrobić, żadna całowana w dzieciństwie żaba nie raczyła zamienić się w księciunia, dysponującego własną nieruchomością, gdzieś za górami, za lasami, na odludziu;)
Na szczęście książka na tyle mnie wciągnęła, że już po chwili wszystkie odgłosy z zewnątrz przestały do mnie docierać:)

wtorek, 14 lutego 2012

Mix;)

W ramach walentynkowego prezentu mój M. wyciągnie dziś męża mojej przyjaciółki na piwo. Bo plany na dzisiejszy wieczór mam takie - wino, kobiety i śpiew (pijackie przyśpiewki będą), a w bonusie pączki:) Chłop żaden nie jest nam potrzebny do realizacji powyższego, co najwyżej po fakcie, gdy trzeba będzie narąbaną procentami i cukrem mnie odstawić bezpiecznie do domu;)

Jak wiecie, dla mnie walentynki to głównie okazja do powiększenia swej kiczowatej kolekcji:)
Pokazuję więc najnowsze zdjęcia owej - całe 121 sztuk:)
Miłego dnia:*

czwartek, 9 lutego 2012

Jedzenie i inne uciechy;)

Jeśli dziś jest Dzień Pizzy, to wiadomo, co na obiad było;)
Żartuję oczywiście, to akurat przypadek, równie dobrze dziś na obiad mogły być gołąbki:)

"Święta" nietypowe mnie bawią. Bo przecież wcale nie chodzi o to, by w Dzień Dobrej Wiadomości oczekiwać tylko samych dobrych wieści, drapać mruczka tylko w Dzień Kota, na teściową narzekać jedynie w dniu jej "święta", a w Dzień Spódnicy zesłać do szafy wszystkie spodnie. Raczej chodzi o to, by uśmiechnąć się (można z przekąsem) i każdego dnia znaleźć choć tak nieistotny powód do chwilki maleńkiej radości;)
Wczoraj takich powodów znalazłam nawet kilka, choć nie był to ani Dzień Kolekcjonera ani też Święto Metalowej Puszki;)

niedziela, 5 lutego 2012

Się zgadzam;)

Z naszą amolko się zgadzam:) W sprawie zwiększenia częstotliwości śląskich spotkań klubowych. Bo przecież mieszkamy tak blisko siebie, choć w różnych miastach. Bytom, Zabrze, Ruda - śląskie Trójmiasto;) Musimy koniecznie nadrobić niedopatrzenie i spotykać się częściej:)
Wczoraj było pyszne ciacho, szybki obiad i góralskie grzane piwo. Dużo śmiechu, plany podpierniczenia wyposażenia knajpianego, śpiąca kaczka i próby rysowania na serwetce czekoladą:)
Tu byłyśmy (fotki z netu):
Fotka podkradziona Ance:
Piszę, delektując się kawą i pysznymi cantuccini, oczywiście autorstwa naszej Ani kosmicznej:)
A przy okazji o dwa nowe eksponaty powiększyła się moja kolekcja - Aniu, dziękuję bardzo:***
Miłej niedzieli:*