Nigdy nie miałam nabożeństwa do wszelkiego rodzaju imprez pod tytułem: świąteczne porządki. Porządki wszelkie robię wtedy, gdy...jest nieporządek ( czytaj bajzel, w porywach wręcz burdel) stopnia 5-go, mam czas, mam ochotę, mam wolną chatę, potykam się więcej niż 8 razy dziennie o rozmaite klamoty, rozsiane malowniczo po całej powierzchni użytkowej mieszkania i gdy osiadły wszędzie kurz nie daje się zdmuchnąć.
Oczywistym jest więc, że nie miałam w planach żadnych działań, które można by podciągnąć pod miano przedwielkanocnych porządków. Ale, jak to często bywa, plany swoje a życie swoje. Ślubny mój postanowił zrobić mi dobrze w kuchni ( i niestety nie mam na myśli dzikiego, spontanicznego seksu na kuchennym blacie) i w łaskawości swej udoskonalić wszystkie kuchenne szuflady i szafki. Kupił w ilościach hurtowych jakieś ustrojstwa, które mają sprawić, że w/w będą się zamykać lekko i "bezgłośnie". I oczywiście, żeby zamontować te dinksy, trzeba było wywalić całą zawartość szuflad i szafek.
Nooo jasne, przecież o niczym innym nie marzyłam ;p
Posłuszna mądrości ludowej, prawiącej, iż polskie gospodynie siłę widzą w winie, zaopatrzyłam się w stosowny wspomagacz i przystąpiłam do dzieła.
Już po chwili poczułam się jak odkrywca nieznanych lądów, w czeluściach szafek odkrywając zapomniane "skarby". Okazało się, że mam sprzęty, o których posiadanie się nie podejrzewałam, a co do dwóch - nie wiem nawet, do czego służą ;)
Oto lista kilku ciekawych "wykopalisk":
- 74 patyczki po lodach
- stwardniałe na kamień opakowanie słodkiej papryki z datą ważności, do której się publicznie nie przyznam
- nieotwarte opakowanie prezerwatyw, sztuk jeden, również z datą mocno problematyczną
- 14 plastikowych widelców
- dwudziestopięcioletnia, nigdy nieużywana maszynka do krojenia
- 1 zielony kamień wielkości jajka
- 4 spinki do włosów
- 7 różnych kluczy nieznanego pochodzenia i przeznaczenia
- instrukcja obsługi miksera, który jakieś 10 lat temu dokonał żywota i wylądował na śmietniku, plus milion pięćset części do niego
itp., itd., czyli szmelc, mydło i powidło.
Po wielogodzinnej udręce, osuszeniu butelki wina i 3 utarczkach słownych kuchnia została odgruzowana a do niczego mi niepotrzebne dinksy zamontowane.
Na moje oko, ucho i resztę organów szafki i szuflady zamykają się dokładnie tak samo szybko i głośno, jak przedtem. Za to otwiera się je trudniej, do czego się za cholerę nie przyznam - instalacji kolejnych "ulepszeń" ktoś w naszym domu mógłby nie przeżyć ( zwłaszcza, że odnalazłam też nóż rzeźnicki potwornych rozmiarów).
Miłych przygotowań do świąt:)
W Betlejemskiej Grocie
11 godzin temu