A miało być tak pięknie, łudziłam się podobnie jak Maks z Seksmisji;) Sobotnie ciche i spokojne popołudnie miało być. Zaległam w pozie wygodnej na kanapie, z kawą i książką, nucąc sobie fałszywie pod nosem..."całkiem spokojnie wypiję trzecią kawę..."
Jednak nie było zupełnie jak w piosence, bo co prawda kawa była trzecia (pyszna lavazza crema e gusto od Magdy - madziorku, dzięki:*), ale spokojnie to ja jej nie wypiłam.
W chwili, gdy wygodnie układałam cielsko na poduszkach kanapy, moje uszy zaatakowała brutalnie kakofonia dźwięków o co najmniej trzech źródłach.
Źródło 1
Dzieci sąsiadów X wraz z przynajmniej połową kolegów z okolicznych bloków zabawiały się (po odgłosach sądząc) w krwawą potyczkę indiańsko-kowbojską, z miażdżącą liczebną przewagą wydających dzikie okrzyki wojenne Indian.
Źródło 2
Sąsiedzi Y włączyli na maksa muzykę. Nie jestem pewna, co to było, ale sądząc po basowych umcyk umcyk dup dup dup raczej nie moje muzyczne klimaty. I z już zupełnie dla mnie niezrozumiałych powodów puszczali apiać od nowa to samo.
Źródło 3
Sąsiadka Z i jej schab. A raczej tłuczek do tegoż.
Z intensywności i długości trwania dźwięku tłuczenia wywnioskowałam, że:
- schabem nakarmione zostanie młode wygłodniałe wojsko w liczbie co najmniej dwóch pododdziałów, a może nawet całego pułku
- schab, a może cała ta biedna świnka, czymś się sąsiadce naraził, waliła bowiem z wielką mocą
Wniosek końcowy - kotletów będzie baaardzo dużo i będą baaardzo cieniutkie;)
Wiem, jestem nerwus nie nadający się do mieszkania w bloku. Powinnam w pałacu, ale co zrobić, żadna całowana w dzieciństwie żaba nie raczyła zamienić się w księciunia, dysponującego własną nieruchomością, gdzieś za górami, za lasami, na odludziu;)
Na szczęście książka na tyle mnie wciągnęła, że już po chwili wszystkie odgłosy z zewnątrz przestały do mnie docierać:)