czwartek, 29 lipca 2010

To, co dobre...

Tydzień temu z żalem pożegnaliśmy się z cudownymi plażami, molem, knajpkami sopockimi, morzem i piaskiem, muszelkami i mewami...
...i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Niewątpliwą zaletą podróżowania własnym środkiem transportu jest możliwość robienia częstych przerw, przystanków, popasów i odpoczynków, gdziekolwiek i kiedykolwiek nam się zapragnie. I my często stawaliśmy sobie w jakimś przyjemnym, ciekawym miejscu, a dwa dłuższe postoje zaplanowaliśmy w Toruniu i Łęczycy. W obu miejscach już kiedyś byliśmy, oba nam się spodobały przed laty, więc postanowiliśmy zajrzeć tam ponownie, zobaczyć, czy i co się zmieniło:)

Toruń ze swoją bajeczną starówką oczarował nas ponownie.
Oczywiście przed dalszą drogą musiałam zajrzeć tu i ówdzie, by uzupełnić zapasy i wzmocnić nadwątlone podróżą siły;)

Przy zamku w Łęczycy właściwie grzech nie stanąć, bo w drodze z Wybrzeża na Śląsk przejeżdża się praktycznie tuż pod zamkowymi murami. Tym razem nie złożyliśmy wizyty niezliczonej gromadzie łęczyckich diabłów zamkowych, muzeum było już zamknięte, ale na dziedzińcu zamkowym zjedliśmy pyszną pizzę w miłej knajpce:)
Cóż, to by było na tyle relacji z urlopu, teraz zostanie mi przeglądanie fotek, wspomnienia i dłuuuugie wyczekiwanie na kolejny wyjazd. I pewnie jeszcze nie raz wrzucę tu z tęsknotą jakąś wakacyjną fotkę:)

Miłego oglądania:)
Dla wszystkich klubowiczek - pozdrowienia od rzaby:*

wtorek, 27 lipca 2010

A jeszcze tydzień temu...

Kiedy spoglądam na "moje" szare, bure, betonowe miasto, nie chce mi się wierzyć, że tydzień temu byłam w Gdańsku, kolorowym, pięknym, magicznym...
Uwielbiam, kocham to miasto:)
Zawsze, gdy tu przyjeżdżam, jestem zachwycona, oczarowana, zaczarowana:)
Znajduję "stare" ulubione miejsca, odkrywam z zachwytem nowe...
Tu nie przeszkadza mi tłok, przepychające się tłumy, gwar, tu czas się dla mnie zatrzymuje.
Po uliczkach i zaułkach starówki mogłabym włóczyć się godzinami, zachwycona i oczarowana wciąż od nowa, wciąż nienasycona wrażeń, zapachów, kolorów...
Siedząc w moim betonowym, ponurym klocku będę tęsknić za tymi miejscami...
Już tęsknię...


W czasie nadmorskiego urlopu wybraliśmy się też pieszo plażą do Gdyni.
Jak już pewnie zauważyliście, mój M. rzadko daje się namówić na wspólne zdjęcie.
Więc na fotkach jestem często z obcymi facetami, którzy pozują do zdjęć bez słówka protestu;)

Nie wiem, czy dacie radę wytrzymać to szaleństwo zdjęć, ale w najbliższym czasie nastąpi jeszcze fotorelacja z powrotu, czyli Toruń i Łęczyca:)
Buziaki dla cierpliwych:*

I specjalne podziękowania dla marteniczki i rzaby:**** Jesteście kochane:***

sobota, 24 lipca 2010

W Sopocie...

W Sopocie łatwo o nocleg jedynie ptaszkom - od wyboru do koloru:)
Inni nie mieli tyle szczęścia -
- pod tym czerwonym kocykiem spał na plaży całkiem przystojny pan w spodniach od garnituru i wizytowej koszuli - pewnie nie znalazł noclegu;)

Nam, po wykonaniu niezliczonej ilości telefonów, w końcu się udało znaleźć nocleg i to niecałe 100 metrów od molo i plaży:)
Nie, nie, nie w tych sheratonowych luksusach, zdjęcie dobrane przypadkiem;)
Oczywiście nie byłabym sobą, gdyby nie zainteresowały mnie także inne sopockie atrakcje:)
I jeszcze kilka fotek z plaży.
Nie lubię typowego leżenia i smażenia się, moja skóra nie lubi tego jeszcze bardziej, więc na sopockiej plaży wynajęliśmy na kilka godzin takie "haremowe" łoże:)
Nad morzem żywiłam się głównie "typowym" daniem regionu;) czyli oscypkami z grilla.
Małż z kolei pokochał naleśniki z nutellą, bitą śmietaną i bananami.
Oprócz hektolitrów wody (w tym także darmowej, którą można było dostać rano przy sopockim molo) ja piłam głównie kawę, małż herbatę, oboje w ciągu dnia boską kokosową kawę mrożoną a wieczorami zimne piffko z sokiem:)
Wizyty w tej knajpce nie mogłam sobie odmówić, nazwa do mnie od razu przemówiła;)
Ciąg dalszy, czyli fotorelacja z Gdańska i Gdyni niebawem:)