Zdaję sobie sprawę, że część z Was przyciągnął tu tytuł, ale rozczaruję - nie o używkach wpis będzie;)
Osiedlowy sezon koszenia trawy i krzaczorów wszelakich, czyli mój osobisty sezon świra właśnie rusza pełną parą, doprowadzając moje nerwy do stanu bolesnego zszargania.
Wiadomo, zrobione to być musi, rozumiem. Przychodzi ekipa kilku panów, operujących nowoczesnym sprzętem kosząco-ścinającym, robią swoje i w parę godzin jest po sprawie; czego tu się czepiać? Tego, że byłoby po sprawie w każdym normalnym miejscu, ale nie na moim osiedlu. Bo u nas, kiedy panowie pakują swój sprzęt i odjeżdżają, by ogołocić z zieleniny kolejne osiedle, na scenę wkracza nasz osiedlowy dozorca. Cholerny Anioł od siedmiu (w porywach nawet od siedemnastu) boleści.
Wytacza jakąś przedpotopową maszynerię, ustrojstwo starsze nawet ode mnie, więc w zasadzie zabytkowe i antyczne, które dawno powinno stanowić eksponat w muzeum zabytków średniowiecza. Zamiast jednak dożywać swoich dni na wielce zasłużonej emeryturze w przytulnej muzealnej sali, cholerstwo jest bezlitośnie eksploatowane. I to w celu zupełnie dla mnie niezrozumiałym - bo po kiego grzyba kosić coś, co zostało przed chwilą sprawnie i profesjonalnie skoszone?
Przypomina mi się historyjka, opowiadana kiedyś przez mojego tatę - w czasie gdy odbywał służbę wojskową a w koszarach zapowiedziano inspekcję jakiejś umundurowanej szyszki generalskiej, żołnierze musieli przycinać trawnik przed budynkiem dowództwa do jakiejś tam absurdalnej regulaminowej długości nożyczkami, pełzając po trawie i mierząc ździebełka linijką, a te pożółkłe malowali na zielono;)
Nasz dozorca pewnie służył w tych samych koszarach;)
W każdym razie z sadystycznym uśmieszkiem na ustach wywleka bladym świtem tę cholerną maszynerię, tę ryczącą czterdziestkę, rzężącą i buczącą tak, że nie tylko szyby w oknach, ale i plomby w zębach drżą strwożone i zaczyna się akcja koszenia już skoszonego. A ponieważ kosiarka jest potwornie stara, zużyta i powolna, operacja ciągnie się od rana do wieczora przez ładnych kilka dni z rzędu.
Podobno jutro ma padać. Nie, żebym się z tego tak bardzo cieszyła, ale przynajmniej będzie trochę spokoju;)
Fotki nie przedstawiają dzieła maniakalnego kosiarza osiedlowego, to normalny trawnik przed domem normalnych ludzi;)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Beti,ja w ogóle tego koszenia nie rozumiem....upał,trawa spalona i w zasadzie jej nie ma,ale raz w tygodniu kosic trzeba!nienawidzę tego okresu koszenia,od samego rana hałas,najpierw od strony balkonu,potem od drugiej,grrrrr.....okien nie można otworzyć pół dnia:(
OdpowiedzUsuńBuhahaha a nie można mu jakiegoś spięcia załątwić w tej machinie? Niech go i machinę co kopnie, może się opamięta:)
OdpowiedzUsuńNo to może Anioła uszkodzić?
OdpowiedzUsuńBeti wysłałam Ci maila, mam jak zwykle problem!!!;)
OdpowiedzUsuńA u mnie rzadko koszą :P ale tym razem i kosili i naprawiali zabawki na placach zabaw i malowali jakąś cholernie śmierdzącą farbą :P
OdpowiedzUsuńmoi sa siedzi koszą nawet jak pada;p
OdpowiedzUsuńa powaznie, to nie zazdroszczę hałasu... nie znosze hałasu!
Cóż trzeba zagryźć zęby i przetrwać, bo cóż innego zostaje?
OdpowiedzUsuńhahaha, rozbawiłąś mnie tą historyjką rodem z wojska:)))
OdpowiedzUsuńa ja nawet o tej trawce o ktorej na poczatku piszesz nie pomyslalam! :)
OdpowiedzUsuńalez masz nadgorliwego dozorce...
A wiesz, że dużo się nie pomyliłaś z tą samopylnością? :D bo to nasionka są, "bo w małej roślince są nasionka" :D
OdpowiedzUsuńA u mnie... hmmm bez zmian...
Śliczn zdjecia!: ) Pozdrawiam i zapraszam na nową notkę ;)
OdpowiedzUsuńwspołczuje... a myslałam ze tych ludzi z mojego bloku nikt nie przebije
OdpowiedzUsuńZ tym koszeniem to masz rację-jak mieszkałam u rodziców jeszcze, to tam kosili praktycznie co drugi dzień masakra jakaś:/
OdpowiedzUsuńhahaha jak Ty to fajnie opisałaś :)) sama nienawidzę koszenia, pomimo tego, że ja mam tylko raz wykaszane, ale zawsze dzieje się to w sobotę rano, kiedy po całym tygodniu chcę się wyspać trochę dłużej!
OdpowiedzUsuńwiem:D
OdpowiedzUsuńtj. na 100% czytała mnie szwagierka, o czym dowiedziałam sie od szwagra, bo ona się nie przyznała
a podejrzewam o czytanie byłą mojego W. i jej siostrę. Ta druga nawet zjawiła sie u nas w domu dwa dni temu;) po 6 latach jak się w. rozstał z jej siostra. Niby 'tak tylko, pogadać. A slyszałam od koleżanki, że masz syna...'. To mnie podkurwiło i zamknęlam dostęp małpom;)
dlatego polecam systematyczność w tym temacie;) Jak uzbiera się 100 fajnych zdjęć to od razu trzeba iść i je wywołać, w przeciwnym razie albo sie o nich zapomni, albo gdzieś przepadną, zawsze coś;)
OdpowiedzUsuń...no to masz wesoło, u mnie na szczęscie pani dozorczyni nie ma takiej kosiary tylko w ciszy grabi skoszoną trawkę...pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńno i popadało...:/
OdpowiedzUsuńZ tym malowaniem trawki w koszarach to mity;)
OdpowiedzUsuńNienawidzę zapachu świeżo koszonej trawy, fuj! czytając już o koszeniu czuję jej mdły zapach, ble :)))))
OdpowiedzUsuńna moje szczęście, a wiem o czym mówię bo mieszkam na parterze tuż pod oknami rozlega mi się wielka płachta trawy :) moja gospodarz kosi rzadko i w miare nowoczesnym sprzętem....ale dla mnie zgrozą jest jesień ponieważ oprócz trawy mam pod oknem bardzo dużo drzew, a moja pani gospodarz bardzo dba o porządek, więc jesienią jak liście spadają ona je zdmuchuje maszynerią na kupki, a że wiadomo liści etą porą lecą jak szalone to mam takie dmuchanie co dwa dni :) a żeby nie było mało to potem z hukiem przyjeżdża traktor i ładują te liście na kipę.....uchhh tak więc łącze się z Tobą w bólu.....głowy :)
OdpowiedzUsuńNo co Ty, to jest takie cielę wielkie, łagodne jak baran i przywiązuje się do człowieka jak pies, no tyle że wysokie w cholerę:)
OdpowiedzUsuńO kurde, a ja myślałam, że zdjęcie zmieniłaś po prostu:)
OdpowiedzUsuńHaha no pięknie, po pijaku cielaki się pojawiły i nie wiadomo skąd:)
OdpowiedzUsuńTeż nie cierpię tego hałasu osiedlowego, ale ubóstwiam zapach skoszonej trawy. U mnie jeszcze jakoś zdzierżę ten hałas, gorzej, jak jadę do rodziców i chcę delektować się ciszą, przyrodą, a na każdej działce rekreacyjnej, jak nie imprezy do białego rana, to nawet niedzielne koszenie trawy. To jest dopiero wkurzające! Ale współczuję dozorcy z prehistoryczną maszynerią! Okropne to musi być!
OdpowiedzUsuńhttp://www.claire-fisher.de/produktwelt/fuer-das-gesicht/aquamineral/aquamineral-feuchtigkeitspflege.html
OdpowiedzUsuńto jest dokładnie ten krem;)
ja tez mam nadzieję na grilla w ten weekend, bo karkóweczka z masełkiem ziołowym za mną chodzi:)
W sumie miałam zrobić nowy wpis,ale nie bardzo mam czas,bo muszę pisać tą durnowatą pracę.Idzie mi jak krew z nosa:/
OdpowiedzUsuńA co u Ciebie nowego??
Dzięki Kochana :* Wypocznę na pewno :D
OdpowiedzUsuńCały czas piszę,teraz chwilkę przerwy sobie zrobiłam,żeby tu zajrzeć:)
OdpowiedzUsuńOba lakiery wykorzystałaś??
No autem zdecydowanie! A te darmowe pojenie alkoholem zapewnia kolega, który jest tam jakimś dyrektorem, więc cholera wie, czy to tak ogólnie, czy tylko dla nas VIPów:)))
OdpowiedzUsuńJa nawet nie wiem, czy na ten koncert są bilety jakieś:) Zapraszają, to jadę:)
OdpowiedzUsuńNarąbiemy stacjonarnie!!! Genialne, uśmiałam się:)
OdpowiedzUsuńTo cieszę się,że Ci się podobają:)
OdpowiedzUsuńpokazuj paznokcie!!! ja tez czekam na łukasza zeby wrocil z budowy, szambo robią :D ale powiedziałam mu ze szambo poczeka niech wraca na 18 przygotowałam cos do zjedzenia ;)przynajmniej przez Euro będę miała męża w domu a tak by szambo kopał dalej heheh :)
OdpowiedzUsuńciesze sie, ze i Ty kibicujesz :)
OdpowiedzUsuńKoło mnie koszą sprzętem nowoczesnym, ale o 3 w nocy...
OdpowiedzUsuńNie wiem w sumie co lepsze, ale identyfikuję się ze wszystkimi poszkodowanymi ;)
Pozdrawiam.
No tak, koszenie trawy, masakra. Mieszkam na parterze i znam ten ból. Drugi ból kiedy ze szkoły obok co godzinę rozbrzmiewa bimbadło a chwilę po nim kościelna melodia kiedy ja coś śmiem słuchać. W tym przypadku dostaję świra, właściwie już go mam od dawna. ;))
OdpowiedzUsuńCo do serwetki i natchnienia, zabrakło mi czerwonego kordonka. ;)))
OdpowiedzUsuń