Gazeta "Metro", przeczytana od deski do deski w autobusie, uświadomiła mi radośnie, jakie też dobra wszelakie mogę sobie sprawić, trafnie typując kilka liczb w mega kumulacji lotto:)
Szczerze mówiąc niespecjalnie mnie ruszyła ewentualność nabycia ferrari testa rossa z 1957.
Pewnie dlatego, że nie mam prawka i jakoś zawsze uważałam, że samochód to po prostu tylko metalowe pudełko, mające mnie dostarczyć z punktu a do punktu b.
Ślinotoku nie wywołały też obrazy Basquiata - no dobra, w tym miejscu narażę się znawcom sztuki - ale za cholerę nie wywaliłabym takiej kasy na takiego stwora.
Ale już wyspa Mela Gibsona - oooo tak, taka wizja spowodowała, że wyprułam z autobusu ślizgiem jako pierwsza, omal nie taranując współpasażerów, stojących mi na drodze do bogactwa.
Z jęzorem gdzieś tak w okolicach przepony, zionąc, sapiąc, dysząc i plując dopadłam pierwszego z brzegu punktu lotto, gdzie miła pani poinformowała mnie, że dupa blada, bo system się zawiesił. Nooo, nie powiem, co sobie pomyślałam i kogo sama miałabym w tym momencie ochotę powiesić, ale nie zrażona pierwszym niepowodzeniem, w oczach mając widok zielonej oazy ciszy i spokoju gdzieś na Pacyfiku, pognałam dalej. W kolejnym punkcie oddałam dobrowolnie i niemal z dziękczynną pieśnią na ustach "podatek od głupoty" i stałam się radosną posiadaczką świstka papieru z cyferkami, w moich rozmarzonych oczach mającego wartość co najmniej umowy przedwstępnej zakupu Mago Island, z autografem Gibsona rzecz jasna;)
Wieczór spędziłam, wybierając wzór materiału na hamak, w którym planowałam odtąd spędzać upojne dnie i szukając w necie przepisów na bardzo egzotyczne drinki, koniecznie w łupinie kokosa i z palemką, którymi planowałam umilać sobie tropikalne wieczory. Zanim jednak w swych wizjach posunęłam się tak daleko, by wyobrazić sobie Mela nacierającego mi plecy olejkiem, nadeszło losowanie i...pozostaje mi szeptać nocą do męża słowami Gałczyńskiego:
" A Ty mnie na wyspy szczęśliwe zawieź,
wiatrem łagodnym włosy jak kwiaty rozwiej, zacałuj,
Ty mnie ukołysz i uśpij, snem muzykalnym zasyp, otumań,
we śnie na wyspach szczęśliwych nie przebudź ze snu..."
Pięknych snów Wam życzę, i znalezienia własnej wyspy szczęśliwej:)
Zdjęcia pochodzą z netu.
Świąteczne kartki z wróżkami.
1 dzień temu
Ja swoją wyspę już znalazłam :))
OdpowiedzUsuńA tak wracając do tematu. Może dobrze że nie trafiłaś 6 bo wyobraź sobie że już się cieszysz , skaczesz pod sufit a tu okazuje sie że z Tobą trafiło np 5 osób ... i co 6 trafiłaś a wyspy jak nie miałaś tak nie masz.
Pozdrawiam
Powiem Ci, że u mnie też miało być tak pięknie i nic z tego, nadal mam depreche....pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńoj Beti....ja ci nawet nie napisze co ja miałam z tymi 50 baniami zrobić, i wszystko poszło się bujać na tym twoim hamaku :D ale ja wierze że w końcu uda mi się trafić tą "cholerną" szóstkę :D
OdpowiedzUsuńPrzepiękny wpis!!!
OdpowiedzUsuńaaaaa, to Metro też czytałam, lotto nie kupiłam ;)
OdpowiedzUsuńheheh Beti no co ty :) aczkolwiek wiesz zażywanie gariavitu w otoczeniu palm może być ciekawe :D
OdpowiedzUsuńA ja zapomniałam zagrać...
OdpowiedzUsuńU mnie też nic. :/ Idę złożyć reklamację. ;)))
OdpowiedzUsuńNawet o 9, bo ja od razu hurtem lecę w lotto:)
OdpowiedzUsuńzgadnij KTO wygrał jedną z trzech szóstek ;p
OdpowiedzUsuńpisze do Ciebie teraz z nowego IPhona, leżąc na hamaku na gorącej egzotycznej wyspie Tiki-Taka. Umięśniony latynos w majtkach wypchanych po brzegi wachluje mnie ochoczo, a drugi (też niczego sobie) własnie do mnie biegnie (w podskokach!) z drinkiem kolorowym :D
a tak poważnie- jak znajdę swoją wyspę szczęśliwą to dam znac;) narazie mam tylko ewentualnych lokatorów do jej osiedlenia;)
ej, no...jak mogłam zapomnieć;)
OdpowiedzUsuńale na wyspie Tiki-Taka byli tylko latynosi.
Za to TERAZ jestem w Szwecji:D bo wyspa mi sie znudzila, leżę sobie na nabrzeżu w Ystad, a wielki, umięśniony Szwed serwuje mi świeżutkie ryby prosto z z siedzi. Nie widze, co ma pod woderami, ale wnioskując z rozmiaru jego palca wskazującego pewnie ma pod nimi niemało. I na pewni jest pod tymi woderami i sztormiakiem baaardzo owłosiony, żeby mu ciepło było;)
Wiesz, ale przynajmniej spróbowałaś :)
OdpowiedzUsuńmoja mama nie wygrała i musiałam do pracy iść :/
OdpowiedzUsuńMój mąż kupon nazywa podatkiem od marzeń;)Każda nazwa jest dobra:)Ja pierwsze co to bym prace w diabły rzuciła i do NY poleciała:)
OdpowiedzUsuńgdyby znalezienie tej wyspy szczęśliwej było takie proste:)
OdpowiedzUsuńoj Beti....z tymi wyspami to sama nie wiem...wpadnij do mnie coś na Ciebie czeka :*
OdpowiedzUsuńhe no moje plany też wzięły w łeb...
OdpowiedzUsuńBeti jak tylko będziesz chciała i miała czas :****
OdpowiedzUsuńproponuje poważniej zastanowić się nad pisaniem opowiadań, może książki? :)
OdpowiedzUsuńJa totka nie posłałam tym razem...
Dzięki Beti za miłe słowa:)
OdpowiedzUsuń