Odkąd pamiętam, uwielbiałam czytać. Niemal zawsze, niemal wszystko i niemal wszędzie. W szkole na przerwach ( a bywało, że i na lekcjach), w domu do późnej nocy ( bywało, że z latarką pod kołdrą; czego zaniechałam, odkąd odkryłam, że pod kołdrą, z latarką lub bez, można robić ciekawsze rzeczy), w autobusie, w tramwaju, w wannie ( kiedy jeszcze miałam wannę, pod prysznicem jakoś nie wychodzi, nie czytanie w każdym razie) oraz na zupełnie innym oprzyrządowaniu łazienkowym, w pracy, na wakacjach, w zdrowiu i chorobie;)
Czytając, przenoszę się w inne światy, poznaję miejsca, ludzi, przygody, emocje, zwyczaje, potrawy...
Do dziś pamiętam, jak wiele lat temu w jakiejś książce, której akcja toczyła się w USA, przeczytałam, że ulubionym przysmakiem bohaterki były ciasteczka Oreo. Potem znalazłam wzmianki o tych ciastkach w jeszcze kilku książkach. Kultowe te ciastka na długo rozpaliły moją nienażartą wyobraźnię. Myślałam - co to? Jak smakuje? Jak wygląda? Czy kiedyś będzie mi dane zakosztować tego amerykańskiego marzenia?
W swej wyobraźni postawiłam te ciasteczka na jakimś niedostępnym słodyczowym piedestale:)
Dziś, po wielu latach od przeczytania tamtej książki, zobaczyłam Oreo w sklepie.
Najpierw przez 5 minut gapiłam się z niedowierzaniem i ledwie skrywanym ślinotokiem na sklepową półkę, potem zgarnęłam paczkę i w podskokach, niegodnych podeszłego wieku mego pognałam do kasy, zapominając o reszcie zakupów ( dzięki czemu małż dostanie na kolację kanapki skąpo obłożone nędznymi resztkami podeschniętego dziurawego Radamera).
Natychmiast po powrocie do domu przystąpiłam do konsumpcji. I...no, cóż, rozczarowałam się nieco. Bo owszem - efektowne i smaczne, ale - na litość wszystkich cukierniczych bóstw - to tylko zwykłe markizy. No, niech będzie, że arystokratki, ale szczerze mówiąc, jadałam już lepsze.
Jak widać, uległam zgubnemu złudzeniu, że w Ameryce wszystko jest lepsze, większe, ładniejsze, smaczniejsze, w ogóle naj i super i ekstra;)
Ech, amerykański sen...
Słodkiego weekendu:*
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
a widzisz.. ja czytać nie lubie :P a oreo nie jadłam mimo, że miałam okazję wiele razy :)
OdpowiedzUsuńa co do ameryki. ja jestem zdania, że właśnie wcale nie takie najlepsze rzeczy tam sa :P
A ja jakos nie marzylam o amerykanskim jedzeniu, mam znajomych ktorzy mieszkaja tam od okolo 5 lta jednego czego im tam barkuje naszego jedzienia. Tam wszystko jest sztuczne nadmuchane, tluuuuuuuuuuuuuuuuuuste. No moze nie cala ameryka slynie z takiej kuchni i takich smakow ale wiekszasc. Oni mieszkaja w NY wiec tam to o grzadke zapewne ciezko...
OdpowiedzUsuńJa dzisaij znowu upieklam muffiny :D wyszly pyszniutkie, wyszperalam dobry przepis i z mojej formy wyszlo 24 sztuki w tym 12 tylko z bananem i posypka czekoladowa a drugie z dziewicza w wykonaniu moim kruszonka i bananem. Jutro wkleje wynik wypiekow, bo zapewne zostanie tylko zdjecie do jutra. No i powiem a nawet sie przyznam wypiek dla slubnego bo na NK uswiadomili mi ze ma dzis urodziny :D
http://slodkowytrawnie.blox.pl/strony/muffinki.html a to link z przepisem polecam :)
OdpowiedzUsuńmnie książka musi kupić abym się wciągnęła, np. Zmierzch jednym tchem, ale ostatnio nic nie czytam, czas :(
OdpowiedzUsuńOreo, nie widziałam nie słyszałam, a to z kokosem jest?
a ja właśnie dzisiaj widziałam ich reklamę w telewizji i też pomyślałam, że może je kupię przy najbliższej okazji, bo w reklamie oczywiście przedstawiają je jako 'niebo w gębie' ;)
OdpowiedzUsuńJa czytałam w geografii. Oczywiście we wszystkich tych miejscach które wymieniłaś też, ale najczęściej w geografii.
OdpowiedzUsuńPo prostu, oficjalnie się uczyłam i nie można mi było przeszkadzać. Wpadłam jak książka która czytałam miała zdecydowanie większe gabaryty niż podręcznik i bezczelnie wystawała z okładek;)
widziałam dzisiaj reklamę i się zastanawiałam, co to za nowości znowu wymyślają. :)
OdpowiedzUsuńslyszalam o nich ale nie mialam okazji skosztowac. czykolwiek najlepsze sa domowe ciacha ;)
OdpowiedzUsuńJak ja uwielbiam Cię czytać :)))
OdpowiedzUsuńZostałam dziś intelektualnie zgwałcona na wykładzie z biostatystyki ... w połowie już nic do mnie nie docierało,a ponieważ na wykładzie było aż 3 sztuki osób (w tym ja), musiałam silnie walczyć z opadającą głową i powiekami ... Nie mam siły nawet myśleć o jedzeniu ...a jutro intelektualnej przygody ciąg dalszy ;/ trzeci tydzień z rzędu ;/ blehhhhhh ...
Ale za to jak fajny był moment, gdy je zobaczyłaś, prawda? :)
OdpowiedzUsuńoj, ja też czytam wszędzie, a że mam wannę to i w wannie :) ale tylko swoje książki, cudzych nie wezmę ze sobą do wody... chyba, że mi się nie chce, to nie czytam wcale...
OdpowiedzUsuńmyślę,ze nasze polskie oreo niewiele mają wspólnego z oryginałem;))
OdpowiedzUsuńA ja mimo wszystko nadal marzę o podróży do Nowego Yorku:)
OdpowiedzUsuńGdzie te ciastka nabyłaś??
Miłego początku weekendu:*
Heheh, a sister je uwielbia;)). W Grecji też je można kupić, pamiętam, że je specjalnie siostrze przywoziłam.
OdpowiedzUsuńZ tym czytaniem ,też tak mam ,mogę czytac właściwie wszędzie ,ale tak jak napisala Magdalena, mnie również ksiązka musi wciągnąć.
OdpowiedzUsuńoreo jadły bohaterki seksu w wielkim mieście;)))
OdpowiedzUsuńOk, ale mnie od razu się z SATC skojarzyły;) a gdzie te słodkie cuda dorwałaś?
OdpowiedzUsuńJa ich jeszcze nigdzie nie widziała,ale jak tylko dojrzę to kupię:)
OdpowiedzUsuńOne są z kokosem??
muszę u siebie zobaczyć:)
OdpowiedzUsuńTo według opisu powinny być smaczne,hehe;)
OdpowiedzUsuńA mąż nic nie mówił,że ma taką ubogą kolację??
A przeważnie tak bywa,ja też tak miałam z kilkoma rzeczami,heh.
OdpowiedzUsuńTo dobrze,że Ci się upiekło i małż głodny nie chodzi:D
Mi za to smakowały słodycze przywożone kiedyś z Niemiec przez siostry przyjaciółkę. Zajadałam się nimi kiedy miałam okazję, potem ona już wyjechała tam i nie miałam okazji. ;) Z Ameryki natomiast pamiętam ciastka z puszki przysyłane przez ciocie. I zawsze wydawało mi się że nasze krajowe są o niebo lepsze. :)
OdpowiedzUsuńJem kochana jem, zmuszam się bo inaczej pewnie bym się przewróciła. Jęczę dziś niemiłosiernie. ;)))
OdpowiedzUsuńMnie tez one jakos nie powalaja. duzo lepiej wygladaja niz smakuja:)
OdpowiedzUsuńW takim razie ja też muszę ich spróbować i sama ocenić :) Lubię nowości smakowe!
OdpowiedzUsuńamerykański sen pękł jak bańka. Ale co tam słodkie zawsze smaczne :)
OdpowiedzUsuńjestem w nim zakochana :) zobaczymy co bedzie dalej hehe
OdpowiedzUsuńee a ja nie mam takiego podejścia do tego co amerykańskie... przeciwnie. ale chciałabym tak kiedyś polecieć na chwilę.
OdpowiedzUsuńi ja miałam kiedys z czytaniem tak samo - wiecznie zaczytana i w każdej sytuacji, pożerająca książkę za książką... teraz jakoś mi się to zmieniło...
próbowałam Oreo 2 lata temu i wtedy bardzo mi zasmakowały, jednak jadłam lepsze markizy (choćby te orzechowe na wagę ze sklepu za rogiem).
OdpowiedzUsuń..no tak...Amerykński sen...ja tam jak już jem słodkości to nasze polskie...pozdrawiam i miłego weekendu życzę!
OdpowiedzUsuńuwielbiam Cię czytać Beti, piszę to po raz kolejny! :)) Ja oreo nie próbowałam, ale czytam, że nie mam bardzo czego żałować :)
OdpowiedzUsuńa samopoczucie wczoraj pozytywne było ;)
OdpowiedzUsuńu mnie też się pojawiły,i owszem zjedliśmy ale bez rewelki;]
OdpowiedzUsuń:***
bardzo mi się podoba,ja się nei znam ale wygląda jakby było wydrążone w korze ,cudo, po prostu cuuudo,wiesz że ja żem zakochana w tych M cudach:))):******
OdpowiedzUsuńHaha przynajmniej chociaż na chwilę się uśmiechnęłam czytając Twój wpis :-) dzięki :* Ja za markizami nie przepadam, więc pewno nawet jednego ciasteczka bym nie zjadła :-)
OdpowiedzUsuńJa kiedyś też tyle czytałam,dosłownie kilogramami książki z biblioteki wypożyczałam, teraz czytam, ale już mniej....niestety...
O jaaaaaaaaaaaaa gdzie je kupiłaś???? Uwielbiam Oreo!!! W Stanach je po prostu pochłaniałam, potem kto tylko mógł to mi je wysyłał! Uwielbiam!!! I nie waż się mówić, że to zwykłe markizy!!! To potwarz jest!!! :)))
OdpowiedzUsuń"szybko się robi....." :O :O no dopsz.....
OdpowiedzUsuń:********
U mnie też po amerykańsku ... zapraszam:)
OdpowiedzUsuńwiesz, ja kocham brownies i ten zapach mi je przypomnial, jest słodkie, no, ale jak to ciasto;)
OdpowiedzUsuńhmm, coś bez składu i ładu napisąłam chyba.
OdpowiedzUsuńNo to teraz będę pewnie biegać po spożywczakach i szukać:)))
OdpowiedzUsuńach te książki to dopiero nałóg :)
OdpowiedzUsuńa ciasteczek nie spotkałam ale to pewnie dlatego że od kilku dni nie ruszam się z domu :)
Z czytaniem mam tak sami!!:) Co do wyprowadzki to chcę poodkładać kasę ( jakąś;), bo są marzenia pewne, więc zaciskam zęby i mieszkam. I mi źle.
OdpowiedzUsuńmarkizy jak markizy ale jaką mają reklamę;)
OdpowiedzUsuńja o tych ciasteczkach ani nie czytałam ani ich nie widziałam. Szkoda, że sie zawiodłaś.. tyle lat były u Ciebie number one ;)
OdpowiedzUsuńA ja od dłuższego czasu toczę bój z moim zamiłowaniem do słodyczy i na razie wygrywam :) jedyne, na co sobie pozwalam, to gorzka czekolada i kawa, bo bez niej ani róż ;)
OdpowiedzUsuńBeti a kartki ode mnie też??:) ps paczka już leci
OdpowiedzUsuńEee, ja pewnie też niedługo skapituluję, bo wyposzczona jestem niezmiernie, a nie mogę obojętnie przejść obok czekoladek i innych słodkości ;)
OdpowiedzUsuńchyba za dużo siedzę w domu i myślę :) ale juz jest lepiej . Wróciłam właśnie ze spotkania z Anią Marią i czuję się o niebo lepiej . Tego mi było trzeba
OdpowiedzUsuńbuziaki :*