czwartek, 31 maja 2012

Trawka;)

Zdaję sobie sprawę, że część z Was przyciągnął tu tytuł, ale rozczaruję - nie o używkach wpis będzie;)
 Osiedlowy sezon koszenia trawy i krzaczorów wszelakich, czyli mój osobisty sezon świra właśnie rusza pełną parą, doprowadzając moje nerwy do stanu bolesnego zszargania.
Wiadomo, zrobione to być musi, rozumiem. Przychodzi ekipa kilku panów, operujących nowoczesnym sprzętem kosząco-ścinającym, robią swoje i w parę godzin jest po sprawie; czego tu się czepiać? Tego, że byłoby po sprawie w każdym normalnym miejscu, ale nie na moim osiedlu. Bo u nas, kiedy panowie pakują swój sprzęt i odjeżdżają, by ogołocić z zieleniny kolejne osiedle, na scenę wkracza nasz osiedlowy dozorca. Cholerny Anioł od siedmiu (w porywach nawet od siedemnastu) boleści.
Wytacza jakąś przedpotopową maszynerię, ustrojstwo starsze nawet ode mnie, więc w zasadzie zabytkowe i antyczne, które dawno powinno stanowić eksponat w muzeum zabytków średniowiecza. Zamiast jednak dożywać swoich dni na wielce zasłużonej emeryturze w przytulnej muzealnej sali, cholerstwo jest bezlitośnie eksploatowane. I to w celu zupełnie dla mnie niezrozumiałym - bo po kiego grzyba kosić coś, co zostało przed chwilą sprawnie i profesjonalnie skoszone?
Przypomina mi się historyjka, opowiadana kiedyś przez mojego tatę - w czasie gdy odbywał służbę wojskową a w koszarach zapowiedziano inspekcję jakiejś umundurowanej szyszki generalskiej, żołnierze musieli przycinać trawnik przed budynkiem dowództwa do jakiejś tam absurdalnej regulaminowej długości nożyczkami, pełzając po trawie i mierząc ździebełka linijką, a te pożółkłe malowali na zielono;)
Nasz dozorca pewnie służył w tych samych koszarach;)
W każdym razie z sadystycznym uśmieszkiem na ustach wywleka bladym świtem tę cholerną maszynerię, tę ryczącą czterdziestkę, rzężącą i buczącą tak, że nie tylko szyby w oknach, ale i plomby w zębach drżą strwożone i zaczyna się akcja koszenia już skoszonego. A ponieważ kosiarka jest potwornie stara, zużyta i powolna, operacja ciągnie się od rana do wieczora przez ładnych kilka dni z rzędu.
Podobno jutro ma padać. Nie, żebym się z tego tak bardzo cieszyła, ale przynajmniej będzie trochę spokoju;)
Fotki nie przedstawiają dzieła maniakalnego kosiarza osiedlowego, to normalny trawnik przed domem normalnych ludzi;)

piątek, 18 maja 2012

Się panie poczęstują;)

Zamiast tortu - musiałby być wielkości koła młyńskiego, by pomieścić wszystkie świeczki - własnej roboty kokosowe kulki bounty (tym razem wyszły bardziej kulkowate, niż ostatnio).
Urodzinowy poranek powitałam myślą, że co prawda nie narzekam, życie mam całkiem udane i na ogół bywam szczęśliwa, ale nie miałabym nic przeciwko drobnemu prezentowi od Losu;) Żeby tak w łaskawości swojej zechciał uczynić czeski błąd w obliczeniach, i zaliczyć mi 24 zamiast 42;)
Rzut zaspanego oka w lustro upewnił mnie, że los nie zechciał spełnić urodzinowego marzenia;)
To się obraziłam i przestałam patrzeć w lustro...na 5 sekund, bo przypomniał mi się ze zgrozą sen, w którym miałam wszystkie zęby czarne. Rzuciłam się do lustra z rozdziawioną paszczęką i odetchnęłam...

Kochane, dzięki Wam czasem czuję się dużo młodsza, to taki mimowolny a przecież wspaniały prezent, który nieustannie od Was dostaję:)
Dziękuję wszystkim za cudowne życzenia, piękne kartki, sms,y i niespodziewane, wspaniałe przesyłki:*
Jesteście wielkie:*

Taki drobiazg (jeden z prezentów od M.), a dzięki temu czuję i wiem, że wiek naprawdę nie ma znaczenia:)



czwartek, 3 maja 2012

A jednak się udało:)

Całkiem fajnie spędziłam dziś dzień:)
Dłuuuugi spacer,  pyszna kokosowa frappe w parkowej kafejce,  kiełbasa z grilla, zimne piwo w Green Rebel i zoo:)
Pamiętacie nietoperza z "Lejdis"?
Też takiego widziałam, nie chodzi mi oczywiście o gatunek, lecz o czynność, jaką wykonywał;)