Tak, to ja. Ta z tytułu. Złośliwa małpa, w porywach nawet małupa;)
Wyszła ze mnie w całej małpiej wrednej okazałości jakiś czas temu, podczas zakupów w sh.
Trzymałam właśnie w ręce jakąś jaskrawą szmatę, którą po prostu chciałam odłożyć na bok, bo wisiała przerzucona przez stojak i zasłaniała mi widok na wieszaki pod spodem. I nagle na moich plecach niemal wylądowała jakaś baba, sapiąc, dysząc, prawie plując mi w kark, mamrocząc pod nosem: "ale pięęęękna" i wpatrując się dzikim wzrokiem w trzymane przeze mnie coś. Trochę zdębiałam, bo szczerze mówiąc trzymana w ręku rzecz wydała mi się jakimś maszkaronem, choć w zasadzie się tej szmacie nie przyjrzałam.
Baba, sapiąc, charcząc i dysząc zapytała chciwie: "będzie to pani brać? Cudna, na plażę idealna, a ja do Chorwacji jadę..."
Chorwacja mnie zazdrośnie ukłuła, wiszenie mi na plecach wkurzyło, więc poczułam, jak wstępuje we mnie złe i stwierdziłam, że się właśnie zastanawiam. Rozłożyłam ciuch, udając głęboki namysł. Baba nie spuszczała ze mnie (a raczej z ciucha) płonącego pożądaniem wzroku.
Po rozłożeniu oczom moim ukazała się ni to tunika, ni sukienka, z megacieniutkiego (przyznam, że przyjemnego w dotyku) materiału. Na żarówiasto pomarańczowym tle rozkwitały wielkie kwiaty we wściekle oczojebnym różu. Całość dość obficie usiana cekinami. Skrzywiłam się, mocno zdegustowana, za to baba westchnęła w bezbrzeżnym zachwycie. I napomknęła, że w zasadzie nawet po mieście można by w tym chodzić, a nie tylko po plaży.
Przez myśl mi przemknęło, że oddam jej to jaskrawe coś pod warunkiem, że mi zdradzi, gdzie i kiedy po ulicy będzie w tym szła, bo byłabym chyba skłonna zapłacić, by zobaczyć taki widok, zwłaszcza, że ciuch był naprawdę prześwitujący, a baba reprezentowała wagę mocno ciężką i na oko miała więcej cm w obwodzie, niż wzrostu.
Ale wtedy złośliwa małpa we mnie się uaktywniła i zdecydowałam, że ciucha nie oddam. Decyzję ułatwił fakt, że był wtorek, a więc w tym sh wszystko za złotówkę. A więc kupiłam i mam. Nie wiem, po co, ale mam;)
Nasza Aggie zaprosiła mnie do zabawy, która polega na ujawnieniu 5 rzeczy, które zawsze mamy w lodówce.
No cóż, wiem, dziwaczka ze mnie, bo w lodówce zawsze mam:
- lakiery do paznokci
- żelowe okulary
- perfumy, których aktualnie nie używam
- lekarstwo w płynie dla rybek akwariowych
- butelkę wody
Oczywiście są rzeczy (nawet jadalne), które w lodówce mam zazwyczaj (jogurty, ser, jajka, masło/margarynę, warzywa itepe), ale jednak nie zawsze:)
Ktoś ma ochotę "się zabawić"? Zapraszam:)