środa, 27 lutego 2013

Radosna twórczość;)

Już od jakiegoś czasu zastanawiałam się, co zrobić z kilkoma zdublowanymi sercowymi puszkami z mojej kolekcji. Od równie długiego czasu krążyłam wokół tematu decoupage'u. Nadszedł czas, by połączyć oba te fakty i spróbować swoich sił - postanowiłam ozdobić owe podwójne puszki metodą "dekupażu" i w ten sposób zyskać kolejne egzemplarze w kolekcji.
Łatwe to nie było - w sprawach manualno-plastycznych reprezentuję gatunek "zdolnych inaczej" ( nie narysuję prostej dwucentymetrowej kreski bez użycia linijki, namalowanie kółka bez cyrkla przewyższa moje możliwości itp.). Ale dzięki poradom naszej Gabi (dziękuję, kochana) i instrukcjom wujka Google'a jakoś się udało. Moim "dziełom" do ideału daleko, są nieco niedorobione i toporne, ale się nie zniechęcam;) Od strony finansowej zadanie miałam o tyle ułatwione, że - ze względu na rozliczne zainteresowania i pasje mojego M. - przeróżne kleje, lakiery, akryle, pędzle i gąbeczki zawsze są w naszym domu. W zasadzie pozostało mi tylko kupić ozdobny papier ryżowy i przystąpić do działania.
I powiem Wam, że sprawiło mi to sporo radości:)
A teraz latam z obłędem w oczach po chałupie w poszukiwaniu kolejnych obiektów, zdatnych do moich eksperymentów:)

piątek, 22 lutego 2013

Oddam teściową;)

Nasza Monika (mam nadzieję, że to nie jest subtelna zemsta za pipę-pipę) zaprosiła mnie do kolejnej zabawy blogowej. Przyjrzałam się zadaniu wnikliwie i muszę stwierdzić, że ciężko będzie. Dlatego odkładam udział w niej na czas bliżej nieokreślony;)
Zabawa polega na udzieleniu "fotograficznej" odpowiedzi na "sto pytań do...". Wbrew przepowiedniom rzeczonej Moniki (no, ja doprawdy nie wiem, skąd się wzięły takie przypuszczenia;p) na moich zdjęciach-odpowiedziach nie wystąpiłyby w roli głównej sercowe puszki, ale mój małż osobisty wieloletni (jako bohater pierwszoplanowy, jako dodatek, jako tło odpowiedzi). No i tu się właśnie zaczynają schody, a raczej stara, spróchniała, zeżarta przez korniki, pozbawiona połowy szczebli drabina do nieba;)
Uzbrojona w słodki deser, słodką minę i mając jeszcze kilka babskich sztuczek w zapasie, poszłam zapytać M. o jego zdanie w sprawie udziału w upublicznionej sesji zdjęciowej. Chłop odpowiedział gestem ( wielce wymowne wielokrotne stukanie się palcem w czoło) i słowem ( ściślej rzecz ujmując wiązanką słowną, złożoną głównie z wyrazów powszechnie uznawanych za obelżywe). Krótko mówiąc - odmowa uprawnień;)
Dopóki jakoś nie obejdę tych zakazów, proponuję, by zamiast mnie w zabawie wzięły udział Agnieszka (Agnicha) i Małgosia (Czesterek), o ile tylko mają na to ochotę:) Szczegóły zabawy na blogu Moniki.

Ja zamierzam dziś delektować się lekturą...
i słodkościami...
W międzyczasie przyzwyczajając się do nowej sypialnianej kolorystyki;)
Miłego weekendu:)


niedziela, 17 lutego 2013

Kradzione nie tuczy;)

I po spotkaniu...
Jak zwykle pozostał mały kac i duży niedosyt...
Koniecznie trzeba zorganizować jakieś dłuższe weekendowe spotkanie klubowe, może wtedy zdołamy się nagadać:) Tak więc - Łódź niech się szykuje na dywanowy nalot:)

Podkradłam zdjęcia Aggie i Amolko, z sentymentu wrzucam tu moje pazury, po których dziś został jeno wspomnień (i tych fotek) czar;)
Zaczynały mi już przeszkadzać w codziennym funkcjonowaniu, np. istniało całkiem realne ryzyko, że dłubiąc sobie w nosie przebiję się do mózgu, więc dziś rano skazałam paznokcie na śmierć przez ścięcie i dokonałam egzekucji. Mąż popadł w związku z tym w czarną rozpacz, bo wieczorne drapanko po plecach stanowiło jego ulubiony element gry wstępnej.
Mam tylko nadzieję, że "za karę" nie odetnie mnie od seksu aż do momentu odrośnięcia narzędzi rozkoszy;)

"Ukradłam" też przepis na babeczki (mmmm, przepyszne - prezent od Amolko i Aggie). Zdradzę Wam, że prezentów było więcej - bosko pachnące świeczki od Gabi i piękne kosmetyki od Agnichy:)

Uciekam, by poleżeć sobie pod drzewkiem:)



sobota, 9 lutego 2013

Polowanie czas zacząć;) + dodatek z ostatniej chwili:)

Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie coś o jakichś fajnych sercowych puszkach,  proszony jest o pilny kontakt z autorką bloga;)
Miłego weekendu:)

I miłego tygodnia:)


niedziela, 3 lutego 2013

Nie miała baba kłopotu...

...wymyśliła malowanie "salonu". A potem, zachłanna istota, poszła za ciosem i "dołożyła" sypialnię.
W gruncie rzeczy samo malowanie to pikuś czy tam inszy mały browar, chodzi o to, że malowanie poprzedziło "drapanie" ścian i położenie gładzi. A kto to przeżył ten wie, o jakim "syfie" mowa. Pół biedy, gdy robi się to w pustym mieszkaniu, które potem w miarę prosto doprowadzić do porządku. Ale jak się ma w mieszkaniu wszystkie meble, sprzęty, setki książek, płyt, notesów, puszek, drobiazgów, drobiażdżków, dupinek, duperelek, pierdołek, durnostojek, kurzołapek i tony innego, niezbędnego do życia barachła, to sprzątanie jest koszmarem, zwłaszcza gdy piszącej te słowa daleko do perfekcyjnej pani domu.
Najgorsze jednak jest to, że ten cholerny pył nie tylko osiadł na wszystkim (i to mimo owinięcia chałupy w kilometry folii), nie tylko wcisnął się we wszystkie możliwe dziury i otwory, ale także skutecznie zaćmił mnie umysłowo. I w stanie owego zaćmienia (napisałabym "zapylenia", ale mogłoby to zostać opacznie zrozumiane) pojechałam do Castoramy i drogą kupna nabyłam farbę do sypialni (ta do salonu, którego malowanie zostało zaplanowane wieki temu, już wcześniej została kupiona).
Gdy małż, uzbrojony w oprzyrządowanie będące połączeniem odkurzacza z rozpylaczem ( wyglądał jak faceci z "Pogromców duchów") zaczął malowanie, ja poszłam do sklepu. A po powrocie omal nie padłam w drzwiach sypialni w pozie Rejtana, rozdzierając na sobie szaty. Coś, co na sklepowym próbniku wyglądało jak przybrudzony, złamany szarością wrzos na żywo prezentowało się jak wściekły a nawet wścieknięty amarant. Nie, żeby nieładnie, ale tak jakoś - zupełnie nie "po mojemu".
Na moją nieśmiałą sugestię, by może kupić jakąś inną farbę małżonek przybrał samoczynnie barwy wojenne, czyli upodobnił koloryt oblicza do świeżo pomalowanej ściany, więc odpuściłam w obawie, że trzaśnie mi chłopina na zawał albo inszy wylew.
Teraz liczę choć na to, że ognisty kolor ścian przełoży się na ogniste noce w sypialni, budząc w nas, staruszkach, dzikie wściekłe żądze;)
Miłego tygodnia:)