niedziela, 22 lipca 2012

Duże dziecko...

Zwykło się mówić, że faceci to czasem jak duże dzieci...Jeśli to prawda, to pewnie mam w sobie więcej testosteronu, niż podejrzewam, więcej męskich pierwiastków kotłuje się gdzieś we mnie, bo duże dziecko wychodzi ze mnie co jakiś czas z pewną regularnością;)
Jakiś czas temu wylazło podstępnie i znienacka w Empiku:) Na ladzie przy kasie stał sobie słój słusznych rozmiarów, w nim kolorowe przypinki, rozmiarów dla odmiany mikro;) Dziecię we mnie oszalało:) Czasy młodości się przypomniały, kiedy jako nastolatka nosiłam różne takie, przede wszystkim obrazujące moje ówczesne preferencje muzyczne:) Fajne to były czasy; ciekawe, co ja zrobiłam z tymi buttonami, gdy dorosłam? Nie pamiętam, czyli znów zdziecinnienie, choć tym razem dla odmiany starcze;p
Zaraziłam chorobą przypinkową (na którą nie wymyślono nie tylko szczepionki, ale nawet zwykłych pigułek) otoczenie:) Otoczenie wczuło się w rolę do tego stopnia, że nawet zamówiło dla mnie kilka plakietek imiennych;). Osobiście wygrzebałam kilka buttonów w sh i innych miejscach. Domowa fabryczka przerabiająca przypinki na magnesy ruszyła pełną parą, lodówka wygląda jak część wyposażenia domu wariatów;)
A ja się zastanawiam, gdzie i jak moje wewnętrzne dziecko ponownie zaatakuje;)


czwartek, 12 lipca 2012

Dzieciństwo sielskie, anielskie...

Nasza Madeleine, wulkan pomysłów, wkręciła mnie w kolejną blogową zabawę, tym razem jej autorstwa:)
Trzeba wymienić 5 rzeczy,  które były  hitem w czasach naszego dzieciństwa.  Może być coś z jedzenia, picia, zabawek, gier, miejsc, wszystko, co wtedy sprawiało nam niesamowitą, dziecięcą radość, coś, co dziś wspominamy z uśmiechem a może czasem z łezką w oku;) Fotki mile widziane:). Napiszcie też,  kto Was nominował i wytypujcie kolejnych 5 osób:)

Wczoraj ogarnęła mnie w związku z tematem taka fala wspomnień, że - ograniczona "piątką" - musiałam przeprowadzić dość ostrą selekcję:) Tak to już chyba jest, że dzieciństwo, jeśli tylko było beztroskie, swobodne, pełne przygód i przyjaźni, wspominamy czule i z uśmiechem, i wydaje się nam, że tylko w "naszych czasach" było tak fajnie;)

1. Podwórkowe zabawy - skakanie w gumę (czasem trudną do zdobycia, 'poskładaną' z jakichś kawałków podejrzanego bądź nieznanego pochodzenia), wiszenie w pozach nieraz bardzo akrobatycznych na trzepaku, który to przyrząd, jak sama nazwa wskazuje, do fikołek służy;), odgrywanie Czterech pancernych, często niezbyt udane, bo każdy chłopak chciał być Jankiem, a każda dziewczyna Marusią;), hula-hop, klik-klaki;)
Całe dnie spędzało się na podwórku, żal było przerywać zabawę, więc co chwilę słychać było wrzaski na osiedlu: Maaaaaamoooooo, zrzuć mi coś do zjedzenia....Maaaaaamooooo, rzuć mi gumę/skakankę/piłkę:)
2. "Podróż za jeden uśmiech", Poldek, Duduś Fąferski i ta jego walizka, "Wakacje z duchami" i "przebacz mi, Brunhildo", miś Uszatek i jego klapnięte uszko, Krtek z tym swoim smętnym: ach, jo,  Wilk i zając i  nu pagadi...
3.Cudowny smak oranżadki w proszku/vibovitu, zlizywanych z dłoni, zajebiście kolorowa oranżada w woreczkach ze słomką, wata cukrowa, polo-cocta;) A jak bosko smakowały pomarańcze, kupowane tylko od święta:)
4.Chińskie kolorowe i pachnące gumki, piórniki, ostrzałki - szał ciał i uprzęży;)


5. Buty - czeszki, które uwielbiałam ( i zostało mi do dziś) i "relaksy", których nienawidziłam, a które teraz, nieco zmodyfikowane,  wróciły do łask i kosztują majątek:)

Na koniec, jako bonus:
Raz, dwa, trzy, cztery,
maszerują oficery,
a za nimi Pixi, Dixi
wykąpane w proszku IXI,
a za nimi misio Yogi,
co ma zawsze brudne nogi...   ach, mnóstwo było tych wyliczanek, hasełek, często dość niecenzuralnych;)

Do zabawy we wspomnień czar zapraszam: Olcię, Anię (Imogenę), Agnichę, Ju i Monikę:)


Zdjęcia pochodzą z netu.






sobota, 7 lipca 2012

Wybacz, że nago śpię;)

Maryla Rodowicz tak śpiewała:) Ja musiałabym zaśpiewać - wybacz, że nago siedzę przed kompem;)
Bo siedzę;) I zastanawiam się, czy to coś, co spływa mi po plecach, to jeszcze resztki wody ( 5 minut temu wzięłam kolejny dziś - 5? 6? - zimny prysznic) czy to już mój sos własny czyli pot?
Narzekałam dwa dni temu, że mam w mieszkaniu 27 stopni, no to się Małpa Natura zemściła i mam 31. I nawet taka zemsta zołzie jednej nie wystarczyła - jako dodatkowa atrakcja występuje pokrzywka. Na mnie. Zazwyczaj dostaję w takie upały właśnie. Pięknie wyglądam - wściekła,przegrzana, czerwona, spocona i w kropki;)
Nie jestem w stanie wiele zrobić w takich warunkach, nawet myślenie wydaje się sportem mocno ekstremalnym, więc dla dobra wszystkich ograniczę ten wpis do niezbędnego minimum.

Plany na wieczór? Zabarykadować się pod prysznicem z miłymi dodatkami:)
A jeśli mąż wróci, jak obiecał, z kistą dobrze schłodzonego piwa, to być może zostanie wpuszczony za barykadę;)

Ps. właśnie zaczęło grzmieć i lekko padać. Efekty odczuwalne? Nie, nie , oczywiście, że nie spadek temperatury, a gdzie tam. Po prostu tylko brak sygnału tv.

Ps.2 burza i deszcz rozpętały się na dobre. W mieszkaniu nadal 31 stopni:/

Ps.3 burza przeszła, sygnał wrócił, upał został.