środa, 20 czerwca 2012

Ach, jak upalnie...

Upał. Wymiękam. Topię się. Rozpływam. Zdycham.
Wiem, że narażam się szerokiemu gronu upałolubnych, ale to nie jest do końca tak, że ja sobie siedzę i zgodnie z polską mentalnością narzekam dla samego narzekania, bo tak. Źle, fatalnie, okropnie się czuję w taką pogodę i nic na to nie poradzę, tak mam.
Choć i to nie do końca prawda - fatalnie znoszę taką pogodę w dużym, przeludnionym, brudnym, śmierdzącym, ciężkoprzemysłowym mieście.
Kiedy 2 lata temu, przy fali potężnych upałów chłop mój se wymyślił wyjazd na Grunwald, pomyślałam - aha, zwariowała mi chłopina od nadmiaru słońca, synapsy się przegrzały, mózgownica zagotowała, nie jest dobrze, a mówiłam - noś czapkę;)
Ponieważ jednak:
- dobra w gruncie rzeczy kobieta ze mnie (a w każdym razie czasem pozwalam dojść do głosu lepszej stronie mej)
- o takowym wyjeździe grunwaldzkim mówiło się u nas od lat, a tu jeszcze okrągła rocznica sześćsetna)
- w rocznicę wiadomej bitwy mój M. ma urodziny
- czego się czasem nie robi dla ukochanego faceta (i wice wersja, jak powiedziałaby siostra Basen)
- wynegocjowałam, że po kilku dniach grunwaldzkich pojedziemy nad morze,
postanowiłam sprawić chłopu wymarzony urodzinowy prezent i wyjazd doszedł do skutku.
Zapakowałam milionpięćset antyperspirantów wszelakich i prawie same ciuchy w mazaje przeróżne abstrakcyjne oczopląsotwórcze (coby ewentualne plamy potu były mniej widoczne) i pojechaliśmy.
I okazało się, że te potężne upały w otoczeniu lasów, pól, łąk, czystego powietrza wiejskiego jakoś wcale mi nie szkodzą;)
No, może też na moje dobre samopoczucie podziałał pozytywnie widok kwiatu rycerstwa polskiego oraz obcego też, bo trzeba przyznać, że jak już faceci zdjęli z siebie te upiorne blaszanki i wytarli z oblicz bitewny kurz, to prezentowali się całkiem interesująco:)
Znalazłam spory plus tej pogody - nie chce mi się tak dużo jeść, jeśli więc przełoży się to na utratę kilku kilogramów, to może nawet polubię upały:)
A tymczasem, podwiewana od dołu i z góry dwoma wentylatorami, chłodzona od środka lodami (no bo jednak coś jeść trzeba) uciekam do książek:)


28 komentarzy:

  1. Buuuuuu,a u mnie zimno i leje:((((( Może jeszcze raz przyjedziecie na Grunwald?...to niedaleko mnie:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. u mnie tez tak goracooo..
    pamietam te Wasza wyprawe:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie poszłam... zła jestem na siebie :/

    Masz rację, wizja mnie w autobusie przy takich temperaturach przekracza moje granice wyobraźni xD

    Miałam pytać! Co to są za drażetki z poprzedniego wpisu z takimi wzorkami????? Ania tez chce!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wkurzaj mnie.. u mnie tak zimno :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja tam ciepło lubię,ale nie jak jest tak duszno-to jest masakra:(
    A ja mam kartkę od Ciebie z tamtej wyprawy:)

    OdpowiedzUsuń
  7. A to prawda, jeść się nie chce, chociaż wieczorem dochodzę do siebie i żołądek mi przypomina, że przez cały dzień jabłko czy dwa to za mało.

    OdpowiedzUsuń
  8. tez ninawidzę upałów, ale teraz zauważam, że wszedzie upały sa znośne, tylko wlasnie nie na Śląsku;|
    nad morzem narazie dni upalnych zaliczyliśmy 1 (słownie: j e d e n), co mnie cieszy niezmiernie;)
    i też zauważyłam, że jak jest gorąco to nie żrę tyle;)

    OdpowiedzUsuń
  9. ahh nooo upały, upały :)
    ja czekolady nie jem teraz praktycznie wcale! lody i owoce tylko,ale waga nie spada ;/

    OdpowiedzUsuń
  10. A widzisz! Ja już zaczynam myśleć o żarciu:)

    OdpowiedzUsuń
  11. ja też źle znoszę takie wielkie upały. Chyba, że akurat moczę tyłek w chłodnej wodzie - to owszem nie przeszkadzają mi :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Beti Ty jestes prawdziwa żona wymarzona!!!

    OdpowiedzUsuń
  13. u mnie juz po upałach,dziś w nocy była mega burza i się przyjemnie ochłodziło,ale generalnie upały lubię:)

    OdpowiedzUsuń
  14. pamiętam jak pisałaś o tej wyprawie w kg:)ja lubię ciepło ale duże temperatury przeszkadzają mi w normalnej egzystencji:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Dziś w nocy jak Ju napisała, była burza i lało niemiłosiernie. Ubrałam więc dżinsy i żakiet z długim rękawem co by nie zmarznąć a jak dojechałam do Wrocławia zrobiły się nagle upały że mało się w tych porciętach nie udusiłam. Planowałam se że odwiedzę starówkę i tą strefę euro ale w tych porciętach to było niemożliwe Czułam się jak ten rycerz w zbroi i nie miałam okazji popatrzeć na tyle przystojniaków. :)) NO i też zapomniałam o żarciu, jedynie wypiłam sok i później kawę mrożoną. :) Piękne zdjęcia. :)

    OdpowiedzUsuń
  16. a mnie te upały męczą zarówno na mojej wsi jak i wtedy gdy udam się do Krakowa..a już najgorzej jest w nocy,wogle przez nie spać nie mogę :/

    OdpowiedzUsuń
  17. fajnie jest;) ja lubie Bałtyk, więc mi sie podoba; i mojemu. Wojtek jest na etapie aut, to on nie chodzi 'na plażę' tylko 'auta ogladać' (że niby te przy drodze;)
    Wczoraj i dziś pogoda była baardzo średnia, chłodno, padało, wiał zimny wiatr... ale wtedy podobno jest dużo jodu;)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  18. właśnie ją otworzyłam!!!! dziękujemy :)))

    OdpowiedzUsuń
  19. Beti kochana czy moglabys w moim imieniu napisac w kg na fb informacje o nowym wpisie u mnie? http://urodzona13lutego.blogspot.gr/2012/06/promocja-pandory.html
    czemu sama tego zrobic nie moge wyjasniam w notce :)

    OdpowiedzUsuń
  20. oh ja tez ,bo zwariowac mozna!! :D juz lepiej w ogole by mi fb wylaczyli,a nie ze widze i nic nie moge, nic! :)

    OdpowiedzUsuń
  21. gdzie ten upał ??? :)
    ja chcę słońca, bo zaczęłam urlop. Jestem już w PL !!!
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  22. Jakiś ten fiolet pechowy widać.

    OdpowiedzUsuń