Kiedyś ubiorę taką seksowną czerwoną sukienkę, skropię się ognistymi perfumami i pojadę do Paryża.
Kiedyś, choćby to miało być za 20 lat, kiedy będę już spróchniałym, umarszczonym, siwowłosym workiem klekoczących kości w nieco nadmiernie otyłym, starczym opakowaniu. Wcisnę się w taką kieckę i pojadę:)
Dziś rano, popijając kawę z owego kubeczka, marzyłam tak sobie właśnie, a mój małż postanowił w pewnym sensie spełnić to moje paryskie życzenie:)
Mieliśmy pojechać do sklepu, po jakieś napoje i pieczywo, a wylądowaliśmy w Parku Miniatur w Inwałdzie:)
A że pogoda sprzyjała dziś wycieczkom, zamiast wrócić do domu, postanowiliśmy uwolnić drzemiące w nas, wewnętrzne dzieci ( to taki eufemizm na zdziecinnienie starcze) i pojechaliśmy do Dino Parku w Zatorze.
90 dinusiów, z czego większość rusza się i ryczy, a jeden nawet obsikuje ludzi wodą. A w każdym razie mam nadzieję, że to, co na mnie znienacka siknęło z całkiem udanie zrobionej dziurki moczowej dinozaura było jednak wodą:) Przyznam, że po pierwszym szoku chętnie się nadstawiałam pod ten swoisty prysznic, bo ciepło było masakrycznie, a woda ( woda, prawie na pewno woda) była przyjemnie chłodna:)
Jeszcze tylko krótki postój w Oświęcimiu i kawa w zamkowej kafejce...
Kilka ostatnich kilometrów drogi powrotnej pokonaliśmy pseudoautostradą A4. Matko, jak mi było żal tych nieszczęśników, smażących się w swych autach w megakorku w kierunku Krakowa:/
Kasztany już prawie kwitną:)
Miłej majówki, kochane:***
szkaradzieństwa
9 godzin temu